Werticilioza to cichy złodziej plonu
W ostatnich latach, wraz z postępami prac badawczych, rośnie świadomość tego, jak dużym zagrożeniem w rzepaku ozimym jest werticilioza. Związane z nią wyzwania polegają zarówno na utrudnionej identyfikacji symptomów, początkowo niemal niewidocznych, jak i na doborze prawidłowo skomponowanej, długofalowej technologii ochrony. Wstrzymywanie się z wykonywaniem zabiegów aż do późnej wiosny, gdy pojawiają się ewidentne objawy porażenia, jest błędem i prowadzi do znacznego zmniejszenia się zbiorów.
Po dość chłodnym i deszczowym lipcu w pierwszym tygodniu sierpnia na polskich polach pozostawało nawet ok. 30% rzepaku. To dość zaskakujące, ponieważ ostatnie lata przyzwyczaiły rolników, że zbiory odbywały się jeszcze w lipcu. Jednak w dłuższej perspektywie czasowej widać, że nie zawsze była to prawidłowość, a zachodzące zjawiska są dowodem postępujących zmian klimatycznych. Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku to właśnie lipiec uchodził za najbardziej deszczowy miesiąc, natomiast żniwa rzepaczane kończyły się raczej ok. 15-20 sierpnia.
Jeżeli chodzi o ten sezon, jest on specyficzny również dlatego, że w odróżnieniu chociażby od poprzedniego roku w okresie letnim odnotowano znacznie większą dostępność wody w glebie, więc rzepak był znacznie dłużej zielony. Rok temu, z powodu utrzymujących się upałów i suszy, problem stanowiło przyspieszone zasychanie roślin na polach i osypywanie się ziarna. Tym razem, mimo spodziewanych wysokich plonów, kłopotliwe okazało się zjawisko kiełkowania ziaren w łuszczynach, co ma związek z nadmiarem wilgoci. Oznacza to drastyczne obniżenie jakości uzyskiwanego ziarna, którego nie da się już sprzedać z przeznaczeniem na tłoczenie oleju.
Zagrożenie, które powróci wraz z nowym sezonem
W tym roku, ze względu na później odbywające się zbiory, okres między nimi a zasiewami tej uprawy na nowy sezon będzie dość krótki. Oznacza to, że na przygotowanie się do niego zostanie niewiele czasu. Plantatorzy rzepaku muszą pamiętać, że wielkość plonowania zależy nie tylko od warunków atmosferycznych, ale w dużej mierze od zdrowotności plantacji. O ile niektóre choroby są stosunkowo łatwe do zidentyfikowania i skontrolowania, to dużym zagrożeniem i jednocześnie wyzwaniem jest werticilioza. Dlaczego tak się dzieje?
Analizując ten problem, należy wspomnieć o kilku istotnych aspektach. Werticilioza, powodowana przez grzyby z rodzaju Verticillium, uchodzi za chorobę utajoną, bezobjawową – w zasadzie aż do maja czy czerwca, chociaż do infekcji dochodzi jeszcze jesienią. Mimo że na roślinach przez wiele miesięcy niemal nie widać skutków porażenia, to powoduje ono znaczne straty plonu. Niestety choroba jest obecnie powszechna i występuje praktycznie we wszystkich regionach Polski. Bardzo duże nasilenie werticiliozy zostało odnotowane w sezonie 2023-24.
Ewidentne dowody, że plantacja została zainfekowana przez werticiliozę, widać dopiero po żniwach. Można zauważyć, że na polu zostają wyblakłe, uschnięte łodygi – zazwyczaj jest ich po kilka na każdym metrze kwadratowym. Rolnicy najczęściej upatrują przyczyn takiego zjawiska w suszy albo w innych chorobach, takich jak sucha zgnilizna kapustnych, zgnilizna twardzikowa czy czerń krzyżowych, które również prowadzą do zasychania łodyg.
Jak wynika z badań prowadzonych w ostatnich latach przez dr Andrzeja Brachaczka, w większości przypadków sprawca to właśnie grzyb Verticillium. Potwierdzeniem tego jest fakt, że takie objawy występują nawet na plantacjach, gdzie stosowana jest poprawna ochrona fungicydowa, bazująca na kilku podstawowych substancjach. Jednak trudność związana z werticiliozą polega również na tym, że konieczne jest stosowanie kompleksowej technologii – nie tylko w ramach pojedynczego zabiegu, ale przez cały sezon.
Jak rozpoznać werticiliozę?
Do porażenia rzepaku przez sprawców werticiliozy dochodzi jesienią drogą odglebową. Jeżeli chodzi o czynniki atmosferyczne, konieczna jest wysoka temperatura, jednak wilgotność – w przeciwieństwie do warunków sprzyjających rozwojowi innych chorób grzybowych, np. suchej zgnilizny kapustnych – może być umiarkowana czy nawet niska. Dowodzi tego przykład roku 2023, kiedy jesienią panowała właśnie taka pogoda, a wiosną skala porażenia okazała się bardzo duża. W ostatnich latach standardem stają się długie, ciepłe i dość suche jesienie, co powoduje nasiloną obecność werticiliozy.
Chociaż przyjęło się uważać, że choroba rozwija się niemal bezobjawowo, w rzeczywistości symptomy mogą być widoczne jesienią, wkrótce po tym, jak doszło do porażenia rzepaku. Są to czarne przebarwienia łodyg i szara grzybnia, które pojawiają się wewnątrz niektórych roślin. Grzyby kolonizują tkanki przewodzące rzepaku już od jesieni, co niestety łatwo przeoczyć, a potem przez całą zimę i znaczną część wiosny. Dlatego tak istotna jest skrupulatna diagnostyka. Powinna ona polegać na pobraniu większej liczby okazów z plantacji – nie 2, ale np. 20 roślin – oraz na dokładnych oględzinach zarówno widocznych części, jak i przekroju takich rzepaków.
Dużo łatwiejszym do zaobserwowania objawem są przebarwienia na liściach zainfekowanych roślin. Są one charakterystycznie przedzielone, przy czym jedna połowa takiego liścia jest wciąż zielona, a druga żółta. Takie zjawisko świadczy o tym, że w zżółkniętej części wiązki przewodzące zostały już uszkodzone przez chorobę, dlatego nie są tam dostarczane składniki pokarmowe. Jednak ten obraz choroby jest widoczny dopiero w maju czy czerwcu.
– Niestety werticilioza decyduje o tym, jakie zbiory rzepaku uzyskają rolnicy. Ta choroba to cichy złodziej plonu. Pierwsze objawy praktycznie są utajone, a kiedy późną wiosną stają się lepiej widoczne, w zasadzie nie można już nic poradzić – ostrzega Michał Filipowski, Menedżer ds. upraw rolniczych w firmie INNVIGO.
Walka z werticiliozą wymaga odpowiedniej strategii
W przypadku tak nieoczywistej choroby, jaką jest werticilioza, trzeba postawić na strategiczne podejście. Rolnicy powinni mieć świadomość, że nie da się jej całkowicie zwalczyć, jednak ograniczenie będzie miało bardzo duży wpływ na późniejszy plon rzepaku. Kontrolowanie werticiliozy musi być działaniem długofalowym, obejmującym zarówno jesień, jak i okres aż do późnej wiosny. Kluczowy jest dobór substancji aktywnych. Jak wynika z doświadczeń i z praktyki polowej, ważną rolę pełni azoksystrobina.
INNVIGO zapowiada przydatne rozwiązanie
– Jesienią plantatorzy powinni uwzględnić w schemacie zabiegów preparat oparty o azoksystrobinę. Utrudnieniem było to, że niewiele fungicydów z tą substancją, dostępnych do tej pory na rynku, miało jesienną rejestrację w rzepaku. Żeby ułatwić plantatorom komponowanie ochrony, już niedługo wprowadzimy preparat, który ma w składzie azoksystrobinę oraz difenokonazol, przez co jest skuteczny także na suchą zgniliznę kapustnych. To rozwiązanie będzie się dobrze sprawdzało, jeśli chodzi o najczęstsze choroby występujące na wczesnym etapie wegetacji rzepaku. Oczywiście nie można zapominać też o jesiennym zabiegu skracającym z zastosowaniem takich substancji, jak tebukonazol czy chlorek mepikwatu – mówi Michał Filipowski. – Nie wiemy jeszcze, jaka będzie tegoroczna jesień. Nawet jeżeli okaże się chłodna i wilgotna, to nie znaczy, że werticilioza nie wystąpi – po prostu jej nasilenie będzie wtedy nieco mniejsze. Dlatego jesienna ochrona z użyciem odpowiednich substancji aktywnych jest koniecznością.
Również wiosną, po ruszeniu wegetacji azoksystrobina jest bardzo dobrym, choć być może nieoczywistym wyborem. Zazwyczaj rozwiązaniem stosowanym w pierwszym wiosennym zabiegu fungicydowym była mieszanina jednego z triazoli z regulatorem. Jednak do ograniczania werticiliozy lepiej sprawdzi się azoksystrobina z dodatkiem difenokonazolu. Kolejny etap stanowi ochrona okołokwitnieniowa.
Zalecane przez INNVIGO preparaty do wiosennego kontrolowania werticiliozy cechują się wysoką zawartością azoksystrobiny. Są to sprawdzone fungicydy wieloskładnikowe – Kier 450 SC (azoksystrobina, difenokonazol, tebukonazol) lub Gavial 375 SC (protiokonazol, azoksystrobina).
Jak wspomagać ochronę fungicydową?
Ważną rolę w ochronie rzepaku przed chorobami grzybowymi pełnią substancje pochodzenia organicznego, takie jak coraz powszechniej stosowana miedź. Może ona towarzyszyć fungicydom zarówno w zabiegach jesiennych, jak i wczesnowiosennych. Dzięki temu, że ma działanie nieselektywne w stosunku do szczepów grzybów, będzie pomagała ograniczyć wszystkie rodzaje patogenów chorobotwórczych. Co istotne, sprawcy chorób nie uodparniają się na miedź. Wszystko wskazuje na to, że takie zabiegi hybrydowe, łączące konwencjonalne fungicydy z substancjami organicznymi, czyli miedzią czy siarką elementarną, staną się wkrótce standardem.
Źródło: Innvigo